Menu
10.08.09
Projekt i realizacja: Ane-Mon
 

 

 

Opowieści


Dziś się urodziłam. Jedna z 10. Moj tatuś był bardzo znany. Mam wielu przyrodnich braci i sióstr. Moja matka tez jest bardzo znana. Odkąd stała się znana, ma cały czas tylko szczenięta. Koniec z kochającymi rękoma, koniec z zabawą....tylko szczenięta.
Jest zawsze smutna, gdy ja opuszczają.
Ja opuściłam dom dzisiaj. Nie chciałam iść, wiec schowałam się za mamą
i trojką rodzeństwa, która została. Nie lubiłam cię.
Lecz pewnego dnia powiedzieli, że będę sławna. Zastanawiam się:
czy sława to to samo, co zabawa i dobre czasy?Więc podniosłeś mnie i zabrałeś mimo, ze byłeś zaniepokojony tym, ze chowałam się przed Tobą. Nie sądzę byś mnie lubił. Mój nowy dom jest daleko. Jestem przerażona. Moje serce mówi bądź odważna. Moi przodkowie byli. Czy trafili do dobrych domów jak mój? Jestem głodna ponieważ nie mogę jeść zbyt wiele, bo będzie to złe dla moich kości.
Nie mogę ugryźć ani warknąć gdy dzieci są złośliwe w stosunku do mnie.
Po prostu biegam i udaje, że jestem na wielkiej zielonej łące, pełnej motyli i żab. Nie mogę zrozumieć dlaczego mnie kopią. jestem cicho, ale mężczyzna bije i mówi głośno różne rzeczy. Kobieta nie daje mi tak dobrych rzeczy do jedzenia jakie miałam będąc z matką. Rzuca po prostu suche jedzenie na podłogę, potem odchodzi zanim zbliżę się na tyle, by mogła mnie pogłaskać. Czasem moje jedzenie brzydko pachnie, ale i tak je zjadam. Dziś miałam 10 szczeniąt. Są takie wspaniałe i ciepłe. Czy jestem już sławna? Chciałabym się z nimi bawić, ale są takie malutkie.
Jestem tak młoda i zabawowa, że ciężko jest mi tutaj leżeć w tej dziurze pod domem i niańczyć moje szczenięta. Płaczą teraz. Jestem taka głodna.
Drapię się po sierści. Chciałabym, by ktoś wrzucił mi jedzenie. Jestem także bardzo spragniona. Mam teraz 8. Dwa przeziębiły się podczas nocy i nie mogłam ich już ogrzać. Odeszły. Jesteśmy wszyscy bardzo słabi. Może gdy wezmę je na zewnątrz, na werandę dostaniemy trochę jedzenia. Dzisiaj nas zabrali. Było zbyt dużo problemów z karmieniem nas, więc przyszedł ktoś by nas zabrać. Ktoś złapał moje szczenięta. Bardzo piszczały i płakały. Zostaliśmy umieszczeni w furgonetce z klatkami w środku. Czy moje dzieci są teraz sławne?
Mam nadzieję, że tak, bo bardzo za nimi tęsknie. Nie ma ich. Miejsce śmierdziało uryną, strachem i chorobą. Czemu tu jestem? Byłam piękna jak moi przodkowie. Teraz jestem głodna, brudna, obolała i nie chciana. Może najgorsze jest być nie chcianą. Nikt nie przyszedł pomimo, że starłam się być dobra. Dziś ktoś przyszedł. Założyli mi sznur na szyje i zaprowadzili do pokoju, który był bardzo czysty i miał świecący stół. Położyli mnie na stole. Ktoś mnie przytrzymał i przytulił. To było takie mile!!
Potem poczułam się zmęczona i położyłam się obok ostatniego, któremu zależało. JESTEM TERAZ SŁAWNA. Dziś komuś zależało.

„Moje życie”
Nie wiele pamiętam z miejsca, gdzie się urodziłem.
Było ciasne i ciemne i nigdy nie bawiliśmy się z ludźmi. Pamiętam mamę i jej miękkie futro, ale chorowała i była bardzo chuda.
Miała nie wiele mleka dla mnie, moich sióstr i braci. Większość z nich nagle umarła i strasznie za nimi tęskniłem. Pamiętam dzień kiedy zabrano nas od mamy. Byłem taki smutny i wystraszony. Dopiero co pojawiły się u mnie pierwsze ząbki i jeszcze potrzebowałem mamy. Biedna mama, była taka chora i ludzie powiedzieli, że chcą wreszcie otrzymać pieniądze i że mają powyżej uszu bałaganu,
który robiliśmy. Tak więc, któregoś dnia załadowano nas do skrzyni i wywieziono.
Zostało nas tylko dwoje. Przytulaliśmy się do siebie i strasznie się baliśmy.
Nikt nie przyszedł nas pocieszyć. Tak dużo było nowych obrazów, dźwięków
i zapachów! Trafiliśmy do sklepu zoologicznego, gdzie były różne zwierzęta! Jedne gwizdały, inne miauczały, a jeszcze inne piszczały... Razem z siostrą zostaliśmy zamknięci w ciasnej klatce. Słyszeliśmy obok skomlenie innych szczeniąt.
Widzieliśmy ludzi patrzących na nas - lubię tych małych ludzi - dzieci.
Były takie słodkie i wesołe. I chciały się ze mną bawić!
Dzień po dniu spędzaliśmy w małej klatce, czasem ludzie stukali w szybę,
czasem ktoś nas podnosił i pokazywał ludziom. Niektórzy byli przyjacielscy
i delikatni, inni sprawiali nam ból. Często słyszeliśmy jak mówią "Och, one są takie słodkie! Chcę jednego!" ale potem odchodzili. Moja siostra umarła następnej nocy, kiedy w sklepie było ciemno. Położyłem głowę na jej futerku i czułem jak życie opuszcza jej małe, chude ciałko. Kiedy rano wyciągali ją z klatki mówili,   że była chora i powinna być sprzedana za niższą cenę i szybko opuścić sklep. Ja też miałem być sprzedany taniej. Nikt nie zwracał uwagi na mój cichy płacz, kiedy wyrzucili moją małą siostrzyczkę.

Potem przyszła do sklepu rodzina i kupiła mnie! Co za szczęśliwy dzień!
Teraz już wszystko będzie dobrze!
To są bardzo mili ludzie. I naprawdę mnie chcieli! Kupili mi miskę i dobrą karmę,
a mała dziewczynka nosiła mnie delikatnie. Tak bardzo ją kochałem!
Jej mama i tata mówili, że jestem słodkim i dobrym pieskiem!
Nazwali mnie Angel. Uwielbiałem lizać moich nowych ludzi. Bardzo się o mnie troszczyli. Byli kochający i czuli. Uczyli mnie co dobre, a co złe, dawali mi pyszne jedzenie i dużo, dużo miłości! Niczego więcej nie chciałem, jak tylko podobać się im.
Bardzo kochałem małą dziewczynkę i uwielbiałem się z nią bawić. Potem poszliśmy do weterynarza. To było bardzo dziwne miejsce
i bałem się. Dostałem kilka zastrzyków, ale moja mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, więc się odprężyłem.
Weterynarz musiał powiedzieć mojej rodzinie coś złego, bo wyglądali bardzo smutno. Słyszałem coś o ciężkich wadach, dysplazji i o moim sercu....

Słyszałem jak powiedział coś o dzikich hodowcach i o tym, że moi rodzice
nie byli badani. Nie wiedziałem co to znaczy, ale to było okropne patrzeć jak moja rodzina jest smutna. Ale nadal mnie kochali i ja kochałem ich tak bardzo.
Miałem już 6 miesięcy. Inne szczenięta były krzepkie i rozbawione,
a mnie każdy ruch sprawiał ból. Ból nigdy nie znikał. I ciężko mi było oddychać gdy tylko trochę pobawiłem się z moją małą dziewczynką. Bardzo chciałem być silnym psem, ale po prostu nie dawałem rady. Kilka razy byłem u weterynarza, ale zawsze wizyta kończyła się słowami "genetyczne" i "nic nie można zrobić".
A ja tylko chciałem czuć na skórze promienie słońca, biegać i bawić się z moją rodziną! Ostatnia noc była najgorsza. Nie mogłem nawet wstać i napić się wody, tylko krzyczałem z bólu... Próbowałem być silnym szczeniakiem, takim jak wiedziałem, że powinienem być, ale było to strasznie trudne.

Pękało mi serce, gdy widziałem smutek dziewczynki, i gdy usłyszałem słowa mamy i taty "chyba już czas". Zanieśli mnie do samochodu. Wszyscy płakali.
Byli tacy dziwni, a ja nie wiedziałem dlaczego. Czy byłem niegrzeczny? Próbowałem być dobry i kochający, co zrobiłem źle? Ach, gdyby tylko ten ból ustał. Nie mogłem nawet polizać łez na twarzy małej dziewczynki. Stół u weterynarza był taki zimny.
Bałem się... Wszyscy ludzie płakali w moje futerko. Czułem jak bardzo mnie kochali.
Z wysiłkiem polizałem ich ręce. Nawet weterynarz nie spieszył się dzisiaj i był bardzo serdeczny. Był delikatny. Mój ból się zmniejszył. Mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie, lekkie ukłucie.... Dzięki Bogu, ból znika. Czuję głęboki spokój i wdzięczność.

Sen: widzę moją mamę, moich braci i siostry na wielkiej, zielonej łące. Wołają do mnie, że tam nie ma bólu, tylko spokój i szczęście, więc mówię mojej ludzkiej rodzinie do widzenia w jedyny możliwy dla mnie sposób - lekkim machnięciem ogona  i lekkim węszeniem. Chciałem z nimi spędzić wiele szczęśliwych lat... To nie powinno się stać! Zamiast tego przysporzyłem im tylko wielu zmartwień...
- Widzisz - powiedział weterynarz - wiele szczeniąt nie pochodzi od porządnych hodowców.

Ból zniknął i wiem, że minie wiele lat zanim ponownie zobaczę swoją ludzką rodzinę.
A mogło być całkiem inaczej....

" … "
Człowiek, to brzmi dumnie - patrzę na to z boku - ja pies - i nie mogę uwierzyć.  Myślałem, że Ty potrzebujesz przyjaciela, kogoś do kochania, kogoś za którego jesteś przed sobą i nie tylko, odpowiedzialny, a Ty mi zrobiłeś taki numer. Kupiłeś mnie bo się boisz! Cieszysz się, gdy jako małe szczenię warczę, kiedy ruszasz moją miskę, próbujesz zabierać mi smakowitą kość i doprowadzasz do pasji co rusz wyrywając mi ją z pyska. Kiedy jako maluch ze strachu warczę na twoich znajomych, próbuję ugryźć pana weterynarza przy badaniu - co mnie będzie dotykał - aż puchniesz z dumy a radość Twoja nie ma granic. Gdyby moja mama to widziała, dałaby Ci popalić - wierz mi! Bo w moim domu panował porządek jak w najlepszej psiej rodzinie. Wiedziałem, odkąd otworzyłem oczy i uszy, co mi wolno a co nie. Zasady były proste - Mama rządzi
i kropka, a jednocześnie tyle miłości i lekcje, które trzeba odrobić, jak zabawa w berka, "siłowanki", "zagryzanki". Krótko mówiąc - mój czas był zorganizowany: jedzenie, toaleta, lekcje wf-u i psiej socjologii, prawo i sen.
A u Ciebie jest dziwnie. Ciągle nie masz czasu, ja chcę siusiu a Ty nic. Jestem nieuczesany, ale za to Ty masz fryz pierwsza klasa. Mnie potrzeba przynajmniej  1,5 godziny ruchu a Ty się boisz deszczu, śniegu albo słońca. Myślałem, że będzie fajnie, ale u Ciebie strach wzrasta proporcjonalnie do mego wzrostu, wieku i zmiany zębów na stałe. Teraz będziesz mnie uczył, jak Ciebie bronić. Ja wiem - Ty byś najbardziej chciał żebym szedł przy Tobie z kłami na wierzchu, warczał i bulgotał jak silnik "doga" no taki amerykański samochód, a jak się ktoś zbliży to powinienem poznać kto i zacz. Jeśli przyjaciel - powitać ale nie zbyt wylewnie, bo JESTEM TWÓJ a Ty jesteś zazdrosny o swoją własność. Jeśli wróg - zasłonić Ciebie mym ciałem, odepchnąć wroga a gdy będzie natarczywy - obezwładnić do przybycia organów prawa lub jeśli jesteś bezwzględny, prawie raz na zawsze, najlepiej okaleczyć (odgryźć rękę, nogę, nos, ucho, zedrzeć skalp...), no wiesz tak żeby miał nauczkę bandzior jeden, w końcu to on nas zaczepił.
W sumie to Ty masz szczęście, jesteś chyba ulubieńcem Boga na tej planecie a może tylko zapomniałeś co powiedział Mały Książe:

"Człowiek jest odpowiedzialny za to co oswoił..." A ja gdybym o tym wiedział, to w życiu nie rzuciłbym się na bandziora, bałbym się, że ma broń (pistolet, nóż, gaz...) i zrobi mi krzywdę, a może i zabije!? Ale Ty myślisz, że ja jestem Twoją polisą na życie i dożycie.
Ja Ci powiem, to tak jakbyś swego syna lub córkę wysłał na karate, a kiedy będą miały osiem lat i czarny pas, użył ich do obrony siebie, czy to na spacerze, czy to    w swoim ogrodzie, czy to w swoim domu.
Masz mnie - ćwicz ze mną dla sportu, po to by wypełnić mój czas, by wykorzystać moje predyspozycje, bym nie dostał kręćka z nudów. I pamiętaj, jesteś za mnie odpowiedzialny od A do Z, czy Ci się to podoba czy nie!
Ja pies Alex

„Jak mogłeś?”
Kiedy byłam mała, moje błazeństwa śmieszyły cię do łez. Nazywałeś mnie swoją
dziewczynką. Zostałam twoim najlepszym przyjacielem pomimo wszystkich
pogryzionych butów i zamordowanych przeze mnie poduszek. Kiedy byłam "niegrzeczna" groziłeś mi palcem i pytałeś: "jak tak możesz?", ale już za chwilę ustępowałeś. Przewracałam się na plecy, a ty drapałeś mnie po brzuszku.
Trochę długo trwało zanim przyzwyczaiłam się do życia w mieszkaniu.
Ty byłeś ciągle okropnie zajęty, ale pracowaliśmy nad tym wspólnie. Pamiętam, jak sypiałam w twoim łóżku z nosem wtulonym pod twoje ramię. Kiedy tak zwierzałeś mi się ze swoich najskrytszych myśli i pragnień wierzyłam, że moje życie nie może już być doskonalsze. Chodziliśmy na długie spacery i razem biegaliśmy po parku.
Jedliśmy razem lody (ja dostawałam tylko wafelek, bo "lody nie są zdrowe dla psów", tak mówiłeś). W domu ucinałam sobie długie drzemki w promieniach słońca, czekając
aż wrócisz z pracy. Wreszcie zacząłeś spędzać tam coraz więcej czasu i rozglądać
się za ludzkim partnerem. Czekałam na ciebie cierpliwie, pocieszałam, kiedy spotkało cię rozczarowanie, kiedy miałeś złamane serce. Nigdy nie beształam cię za nieodpowiednie decyzje, i skakałam z radości kiedy wracałeś do domu zakochany.
Ona, twoja żona, nie lubi psów. Mimo to powitałam ją w naszym domu, okazałam jej szacunek i posłuszeństwo. Ty byłeś szczęśliwy, więc ja też. Kiedy urodziły się wasze dzieci, tak jak ty byłam zafascynowana ich zapachem i różowością, i tak jak ty, chciałam się nimi opiekować. Tylko, że ona i ty martwiliście się żebym nie zrobiła im nic złego, więc spędzałam większość czasu wygnana do innego pomieszczenia. Zostałam "więźniem miłości", chociaż tak bardzo chciałam okazać im swoje uczucia.

Kiedy trochę podrosły, zostałam ich przyjacielem. Wczepiały się w moje futro
i podążały za mną niepewnym kroczkiem, zaglądały mi w uszy, wsadzały do oczu palce
i całowały w czubek nosa. Uwielbiałam ich pieszczoty - twoje stały się przecież takie rzadkie. Gdyby było trzeba broniłabym twoich dzieci własnym życiem. Wślizgiwałam się im do łóżek i słuchałam szeptanych do mojego ucha sekretów i najskrytszych marzeń. Razem nasłuchiwaliśmy, czy nie wracasz z pracy.
Kiedyś, dawno temu, kiedy ktoś pytał, czy masz psa, wyciągałeś z portfela moje zdjęcie i opowiadałeś im o mnie. Przez ostatnie lata odpowiadałeś tylko krótko "mam" i zmieniałeś temat. Z "twojego psa" stałam się "jakimś psem" i miałeś za złe każdą sumę, którą musiałeś na mnie wydać.
Ostatnio dostałeś propozycję nowej pracy. Razem z rodziną przeprowadzisz się do innego miasta. Niestety, w nowym miejscu nie można trzymać zwierząt.
Podjąłeś właściwą decyzję, twoja rodzina dużo na tym zyska. Kiedyś ja byłam twoją jedyną rodziną...

Cieszyłam się jak zwykle na przejażdżkę samochodem, kiedy wyruszyliśmy w drogę do schroniska. Schronisko pachniało brakiem nadziei i strachem wszystkich psów i kotów. Wypełniłeś formularz i powiedziałeś "Na pewno znajdziecie jej dobry dom". Wzruszyli tylko ramionami i popatrzyli na ciebie ze smutkiem. Dobrze wiedzieli, co czeka psa w średnim wieku, nawet takiego z papierami.
Siłą odgiąłeś zaciśnięte na mojej obroży palce swojego syna, który krzyczał "Tato, proszę nie pozwól im zabrać mojego psa!" Martwię się o niego. Dałeś mu właśnie piękną lekcję przyjaźni, lojalności, miłości, odpowiedzialności i szacunku dla życia... Unikając mojego wzroku poklepałeś mnie po głowie. Uprzejmie odmówiłeś zabrania obroży i smyczy. Musiałeś iść, miałeś umówione spotkanie.

Kiedy wyszliście, usłyszałam jak dwie miłe panie rozmawiają ze sobą na mój temat. "Musiał wiedzieć, że wyjeżdża już dawno. Dlaczego nie znalazł psu innego
domu?" powiedziała jedna, a druga dodała: "Jak mógł?"
W schronisku dbają o nas na ile pozwala ich napięty program dnia. Karmią nas rzecz jasna, ale nie mam jakoś apetytu. Na początku za każdym razem kiedy ktoś przechodził koło mojego boksu podbiegałam mając nadzieję, że to ty, że zmieniłeś zdanie, że to wszystko był tylko zły sen, albo że przynajmniej to ktoś, komu by na mnie zależało, ktoś, kto by mnie uratował. Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam co konkurować z roześmianymi szczeniakami, nieświadomymi własnego losu, zaszyłam się w kącie i czekałam.

Słyszałam jej kroki, kiedy pod koniec dnia szła po mnie. Poprowadziła mnie między wybiegami do oddzielnego pomieszczenia. Panowała tam błoga cisza. Posadziła mnie na stole, podrapała za uszami i powiedziała, żebym się nie martwiła. Serce waliło mi w oczekiwaniu na to, co miało się zdarzyć. Czułam też ulgę: nadszedł koniec udręk dla więźnia miłości. Zaczęłam martwić się o tę kobietę - taką już mam naturę, tak samo bałam się o ciebie. Żeby ciężar, który dźwiga, nie przygniótł jej.
Kobieta delikatnie założyła na mojej łapie opaskę. Łza poleciała jej po policzku. Chciałam pocieszyć tę kobietę tak jak pocieszałam ciebie lata temu i polizałam ją po twarzy. Pewnym ruchem wkłuła mi igłę do żyły i poczułam, jak zimna substancja rozchodzi się po moim ciele. Zasypiając spojrzałam w jej dobre oczy i szepnęłam cichutko: "Jak mogłeś?" Kobieta rozumiała psi język. "Tak mi przykro" powiedziała, a potem przytuliła mnie i pośpiesznie tłumaczyła, że pomoże mi znaleźć się w lepszym miejscu. Nikt tam o mnie nie zapomni, nie skrzywdzi ani nie porzuci, to miejsce pełne miłości i światła, inne niż na ziemi.
Zbierając resztki energii leciutko poruszyłam ogonem, próbując wyjaśnić kobiecie,
że to nie do niej były moje ostatnie słowa. To do ciebie, mój Ukochany Panie, mówiłam.
Będę zawsze myśleć o tobie i czekać na ciebie po tamtej stronie.
Życzę ci, żeby każdy był ci tak wierny jak ja.


"…"
Miałem 8 tygodni, pochodziłem z dobrej hodowli, moi państwo dbali o mnie i o moich braci i siostry, dbali o moja mamusię. Zmieniali nam posłanko, dawali smakołyki, wiedziałem że to raj, było mi tam dobrze. Wiedziałem że nadejdzie ten czas kiedy się rozstaniemy, ale dowiedziałem się że moi nowi państwo są tak samo odpowiedzialni, tak samo będą dbali o mnie. Nadszedł ten dzień w którym moi państwo założyli mi skórzaną obróżkę, dali mój kocyk, moje zabaweczki i moja ulubiona karmę, ja się cieszyłem, bo wiedziałem że moi nowi państwo są bardzo mili i już mnie pokochali. Pojechałem do nowego domu, tam przywitała mnie ich córeczka i syn, i dużyyyy dom z ogrodem. Na początku byłem w siódmym niebie, wszyscy się o mnie troszczyli, moi starzy państwo dzwonili i pytali jak się czuję, wiedziałem, że nie mogłem trafić lepiej. Zmieniłem zdanie kiedy pierwszy raz mnie uderzyli. Pewnego dnia, kiedy skończyłem 3 miesiące moi państwo zaczęli się denerwować, że ja siusiam jeszcze w domu ale nikt mnie nie wyprowadzał na spacery, że lubię Się bawić używając ząbków, przecież mnie swędziały, musiałem się wyszaleć ale nie mogłem bo zamykali mnie na samym dole w swoim domu, było tam ciemno i chłodno, mówili że to piwnica. Nie było już tak miło, nie głaskali mnie, nie przytulali, tylko przynosili jedzenie, już nie takie dobre jak kiedyś. Siedziałem sobie w kącie na starej szmacie, w koło pełno moich kupek i siusiów, jedzenia nie widziałem od 2 dni, nikogo nie widziałem od 2 dni, zapomnieli o mnie ?
Cały czas myślałem, że coś się stało, że to chwilowe, że zaraz przyjdą i mnie przytulą, ale nie. Przyszedł do mnie pan i zbił mnie deską za te kupki, krzyczał, ja płakałem, dalej bił. Nie widziałem na oczy, bolało mnie wszystko, przyszedł do mnie ich syn, tez mnie zbił, tez deską, potem wziął gruby sznur i krzyczał, że jak nie przestanę "srać" to mnie powiesi w lesie. Bałem się jak nigdy wcześniej. Pan zabrał mnie do auta, jechaliśmy długo, zatrzymaliśmy się w miejscu którego zapachu nie znałem, pachniało inaczej niż ta piwnica w której mieszkałem już 11 miesięcy ! Pan wyciągnął mnie z bagażnika, uwiązał na szyi sznur i prowadził do lasu, opierałem się ale na nic moje piski i jęki, ciągnął mnie brutalnie po ziemi. Kiedy doprowadził mnie do drzewa, wąchałem je i wąchałem trawę, której już tak dawno nie widziałem. Pan przywiązał mnie do gałęzi u góry, patrzyłem mu w oczy, płakałem, starałem się uwolnić, ale pętla zaciskała się bardzo szybko i bolała
mnie szyja, ale chciałem się uwolnić. Pan zawiązał sznur tak, że ja stałem tylko na tylnych nóżkach, odjechał bardzo szybko, nie wiedziałem czemu mnie zostawił ?
Na początku gryzłem sznur, wyłem i szczekałem, ale na nic. Potem zacząłem słabnąć, nogi bolały mnie od stania, szyja od sznura, gardło od szczekania.
Siły mi zabrakło i zemdlałem, kiedy myślałem że umarłem obudził mnie zimny dotyk czyjejś ręki, i łzy które zmoczyły mój pyszczek. To była Pani, moja Pani, jakoś się dowiedziała że mnie zabrali do lasu, teraz trzymała mnie na rękach, mało ważyłem,
ale pomagał jej Pan, nieśli mnie do pokoju w którym było kilku panów w białych fartuchach, krzyczała, płakała, kazała mnie ratować. Teraz kiedy to opowiadam mam 6 lat, mieszkam u mojej Pani razem z moja mamusią, jestem szczęśliwy jak wtedy kiedy miałem 8 tygodni. Moja Pani czasem płacze jak opowiada swoim przyjaciołom o moim losie, ale potem ja do niej biegnę i liże jej twarz, Ona od razu przestaje płakać
i przytula mnie jak zawsze. Kocham ją bardzo za to jaka jest, za to że uratowała mi życie i za to że zawsze jak idę spać to tuli mnie do snu i mówi mi czułe słowa.
Pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Żyłem sobie szczęśliwie z moja rodzinką. Pani o nas bardzo dbała. Byliśmy tacy szczęśliwy. Wszystko było pięknie, ale po pewnym czasie zaczęli odwiedzać nas ludzie, byłem zaniepokojony.
Jedni przychodzili z dziećmi, mówili, że chcą psy do towarzystwa, przyjaciela rodziny. Zabierali moich braci i moje siostry. Byłem zły, nie wiedziałem co się dzieje. W końcu zostałem sam. Pani powiedziała, że ja jestem psem myśliwskim, nie chce mnie oddać rodzinie z dziećmi, nie chce, żebym się marnował. Nie wiedziałam o co jej chodzi, przecież ja nie chcę nigdzie iść! Tu jest mi dobrze. Ale pewnego dnia przyjechał do nas pan. Mieszkał daleko od nas, gdzieś na wsi. Powiedział, że mieszka sam i potrzebuje psa do zaganiania bydła, do polowania i pilnowania posiadłości. Powiedział, że już wcześniej chciał sprowadzić naszą rasę z zagranicy, że Border Collie to najodpowiedniejsze psy dla jego wymagań, ale wtedy dowiedział się o nas. Po długiej rozmowie zabrał mnie od pani. Piszczałem, byłem rozgoryczony! Jednak gdy dojechaliśmy na miejsce, zmieniłem zdanie. Tam było tak pięknie. Koło domu był duży las. Pan powiedział, że będziemy tam chodzić na spacery i na polowania. Potem pokazał mi moje posłanie i dał coś do jedzenia po długiej podróży. Czułem, że będzie się nam wspaniale żyło. I tak było, dopóki nie nastąpił ten dzień.
Spałem na dworze, bo było lato, pan pozwalał mi być w domu tylko gdy na dworze było zimno. Nie miałem mu tego za złe. Dla niego zrobiłbym wszystko. No więc kiedy tak spałem, usłyszałem wycie owiec na pastwisku. Pobiegłem zobaczyć co się dzieje.
I wtedy zobaczyłem w ogrodzeniu dzikie psy, już nie raz o nich słyszałem. Zacząłem szczekać i wołać pana, ale on był za daleko. Udało mi się ich przegonić! Dwie owce nie przeżyły, były całe zakrwawione. I wtedy przyszedł pan. Był strasznie wściekły, widziałem to w jego oczach. Podbiegłem do niego, ale on mnie odepchnął. O co mu chodziło... Pan szybko pobiegł w stronę domu, chciałem biec razem z nim ale kazał mi zostać. Po chwili przyszedł, miał w ręku strzelbę. Wziął mnie na smycz i poszliśmy do lasu. Byłem szczęśliwy, że idziemy na polowanie, ale przecież było ciemno. Kiedy byliśmy już w środku, przywiązał mnie do drzewa. Stanął obok i spojrzał mi w oczy. Byłem zmieszany, a on tylko
powiedział "zasłużyłeś na to". Później już nic nie pamiętam, usłyszałem, głośny huk. Poczułem ogromny ból w klatce piersiowej, spojrzałem w stronę pana i widziałem w jego oczach łzy... "co ja zrobiłem?" pomyślałem, po czym zasnąłem. Już więcej się nie obudziłem.
 

Copyright Jim Willis 2001, jwillis@bellatlantic.net
 

Zawartość witryny stanowi własność hodowli Mzuri Nyumbani FCI Rhodesian Ridgeback
oraz jest chroniona prawami autorskimi. Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody właściciela zabronione!